Choćbym za upartego miał uchodzić zrzędę,
Będę na sztukach Renza[1], na waszych nie będę!
Bo mi żal, że się szlachcic z masztalerzem brata!
Trzeba tu zręczniejszego niż ja adwokata —
Mama lepiej tę całą sprawę poprowadzi.
Co widzę! już południe. — Uciekam od dziadzi;
Ignaś przy Zygmuntowskiej czeka mnie kolumnie.
Jeżeli drogi dziadzio ma gniew jeszcze ku mnie,
To proszę mi przechaczyć. Nie ciężkać to wina
Lubić wyścigi konne.
Poczciwy chłopczyna!
Dotąd trochę pstro w głowie — fraszkami się trudni;
Lecz młodzi wszyscy tacy! — a my starzy nudni.
Pewniem i ja tym samym pędził wiatry szałem,
A dziś już o trzpiotostwach własnych zapomniałem.
On na progu żywota, ma czas do poprawy
I będzie jeszcze z niego obywatel prawy —
Bo w chłopcu serce dobre, dusza nieskalana
A to grunt.
- ↑ Sławny Renz ze swoją trupą skoczków konnych znajdował się w Warszawie w czasie Święto-Jańskiego jarmarku w 1855 i 1856 roku.