Tak to zwykle po miastach — potwarz i obłuda —
A źródłami tych grzechów: próżniactwo i nuda!
Myśmy tu przyjechały aby papę z nami
Przed obiadem na spacer przewieźć alejami.
Słońce błyszczy na niebie pogodą czerwcową —
Odetchnąć tem powietrzem, to dla papy zdrowo.
Obaczym mnóstwo ludzi; a mnie tak milutko
Będzie jechać z dziaduniem —
Moja ty jagódko!
Może tam nas napotka jaki modny fraczek
I wnusia chce pokazać swój ładny buziaczek?
Zgadłem! — Oczki w dół poszły, a wystąpił raczek!
No dobrze, pojedziemy.
Papuniu kochany!
Jakież papa na jutro zrobił sobie plany?
Jutrom interesami cały dzień zajęty.
Najprzód u Kapucynów będę na Mszy świętej,
Potem u mecenasa — bom mu przyrzekł wczora —
A potem przy mej wełnie zejdzie do wieczora.
A czy już nic w tych planach odmienić się nie da?
Nie kochanko — dopóki towar się nie sprzeda. —