Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Może, ten smutny przykład mając przed oczyma,
Niejeden marnotrawca w szaleństwach się wstrzyma!

pani hrabina, składając ręce błagalnie.

Nie! — Papa nie odepchnie mojej prośby wdowiej,
Tak ciężkich upokorzeń oszczędzi wnukowi! —
Przewinił on płochością i dziś jest w rozpaczy;
Bóg każe nam przebaczać, więc papa przebaczy.
Cios domowy przed obcych wejrzeniem zasłoni
I przyjdzie nam z pomocą do wykupu koni.

pan bonawentura.

Przebaczyć? — O! przebaczać, u mnie rzecz nie rzadka!
A od czegoż jest serce i ojca i dziadka?
Gniew tam gaśnie jak iskra co na wodę padnie,
Bo żywy zdrój miłości w tem sercu jest na dnie!
Gniew zniknął — a w tej chwili nie czas się i żalić —
Ja tylko myślę nad tem jak wnuka ocalić;
Ale myślę nad takiem jeno ocaleniem,
Któreby zaród złego wyrwało z korzeniem!
Tak — przyjdę wam z pomocą, wydam grosz ostatni,
Aby was wyswobodzić z tej lichwiarskiej matni —
Ale oboje razem czuwajmy i brońmy
Marcelemu, by dłużej miał trudnić się końmi,
Które go do haniebnej ciagnęły ruiny!

pani hrabina, całując go w rękę.

O! mój papo najdroższy, mój papo jedyny!
Niech od jutra się zacznie pokuta za winy —
Lecz dzisiaj, niechaj papa wnukowi nie wzbrania.

pan bonawentura, przerywając jej, żywo.

Bez najmniejszego sensu Wasani żądania!
Trzeźwieniem pijanego jesteśmy zajęci,
Który zmorzony trunkiem leży bez pamięci;
A Wasani od tego trzeźwienie poczyna,
Że chcesz podać mu szklankę i nalewać wina?