A teraz gdym się pozbył jarmarcznych kłopotów,
Cichutko, z przeproszeniem, czmychnę pod Mokotów.
Tysiąc dwieście czterdzieści — nie brak i fenika.
No, pójdziemy poszukać pana Komornika —
Jest gotówką, tysięcy dwadzieścia i osiem;
O resztę, na dni kilka kredytu poprosiem. —
Ten dzień, nie do feralnych dni życia policzę;
Zaczęły go: niepokój, skutki i gorycze. —
Teraz myśl już spokojna — serce we mnie chrobre:
Nie masz złego któreby nie wyszło na dobre!
Wnuk, po płochych wybrykach młodzieńczego szumu,
Opamiętany, wrócił na drogę rozumu;
A żyd kursowe konie trzymając w areszcie,
Od angielskiej mnie hecy uwolnił nareszcie!
Mogę więc, rozmyślając nad tą szczęsną dolą,
Wyrzec z Horacym: Sic me solvavit Apollo!
Pisane w Dreźnie i Badenie,
we wrześniu i październiku 1857 roku.