Szedł znużony wędrowiec — przed nim, obok drogi,
W cieniu, drzew, stoi domek biały i chędogi.
Przed sienią, dwie niewiasty — starsza białogłowa
Znać matka — druga młoda — córka lub synowa.
U stóp ich mały chłopczyk, nadbiegły z podwórza,
Trzyma różyczkę w ręku — sam piękny jak róża. —
A wzrok wszystkich ku bocznej drodze obrócony,
Znać czekają na kogoś co wróci z tej strony.
Zatętniało — kurzawa wznosi się na błoniu,
A za nią widać jeźdzca na bułanym koniu —
Starsza go pani dziecku wskazuje przez drzewa,
A młodsza, białą chustką radośnie powiewa. —
Wędrowiec zwiększył kroku — z oczu łzy żałobne,
A z ust płyną mu słowa do tych łez podobne:
«Boże! przebacz mi Boże! żem w ducha skrytości
«Pozazdrościł bliźniemu szczęścia i miłości —
«Wspomniawszy, że mnie kiedyś jadącego z dali
«Matka i brat i siostra przed progiem witali —
«A dziś, w końcu mej drogi co taka daleka, —
«Ja nie czekam nikogo i nikt mnie czeka.»
Heidelberg, 7. grudnia 1850.
Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
WĘDROWIEC SAMOTNY.