Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Boś pojął ich cierpienia, boś świętemi łzami
Płakał nad ich biednego narodu losami,
Jak niegdyś Chrystus nad śmiercią Łazarza!

Wonne kwiaty, coś rzucił na grób naszych braci,
Nie powiędną — ich szkarłat koloru nie straci:
Codzień je łzami odwilżym świeżemi —
I kiedyś, powróceni w zacisza domowe,
Damy je matkom naszym i siostrom — jak owe
Relikwie z obcej przyniesione ziemi!

Religijna pieśń twoja, co wiarą pociesza,
Wytrysła nam z twej duszy, jak ów zdrój Mojżesza
Wybrańcom Boga, zbłąkanym w pustyni —
A jej wyrazy, pełne nadziemskiego tonu,
Zabrzmiały nam jak dźwięki dalekiego dzwonu,
Co woła wiernych do Pańskiej świątyni!

Bardy, których z nad Wisły klęski tu przywiodły,
My powtarzamy codzień ojców naszych modły
I słodzim żal nasz nadziei piosnkami —
Jak syny Izraela co w obcej ziemicy
Nucili hymny święte, smutni niewolnicy,
Nad Babylonu smutnemi rzekami!

Lecz pieśni nasze, nieba północnego kwiaty,
Rozwite pośród śniegów, blade mają szaty,
Bo wzrosły w płaczu nad matki mogiłą;
Bo dla nich nie świeciło południowe słońce,
Ni lekkiego zefiru skrzydło woniejące
Skromne ich listki całusem pieściło!

I choć wdzięk, jaki mają w mowie narodowej,
Więdną, cudzoziemskiemi przyodziane słowy —
Jak z pod Tropików owa róż krzewina,
Co, przesadzona w zimne Europy ogrody,
Traci woń — i zaledwie blask dawnej urody
Kształtem pobladłych listków przypomina!