Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
PROWANCJA.

Pielgrzym na obcej ziemi, w długich dniach tęsknoty
Nie szedłem w oczy ludziom, nim skarżył się komu;
Bo obcy, jako dziecko w rodzicielskim domu,
Nie zrozumiałby cierpień ani łez sieroty!

Innych szukałem pociech — widoków natury —
Zaszedłem w kraj Prowancji — tu mnie czarujące
Otoczyły widoki — tu niebo bez chmury
Jak sen sprawiedliwego — powietrze gorące.

Jak całunek dziewicy — tu pola i drzewa
Wczesnym stroją się kwiatem i owocem płonią;
Tu wietrzyk, napojony pomarańczy wonią,
Szmerem źródeł i piosnką słowików powiewa!

Tu skały, których czoło pod obłoki sięga,
Wznoszą myśli ku Bogu — a strumień, co spływa
Po granitowem łożu, jak srebrzysta wstęga,
Szumiąc nutę żałobną, do dumania wzywa!

Tu czerniące się gruzy starożytnych murów,
Szczątki baszt średniowiecznych, mówią o przeszłości,
O turniejach rycerskich, o sądach miłości,[1]
I zdają się brzmieć jeszcze pieśnią Trubadurów!

Lecz balsam to bez skutku na pielgrzyma życie;
Bo w tym kraju roskoszy, w tej ziemi uroczej,
Brakuje mi ojczyzny — bo na tym błękicie
Dwie gwiazdy mi nie świecą — kochanki mej oczy!
Aix, 1833.





  1. Znane w historji w średniowiecznej Prowancji les Cours d’amour.