Jednakże smutno rzucać ten ziemi zakątek,
Kędy mi przebiegł spokojny i miły,
Pod pięknem niebem, młodych lat dziesiątek —
Gdzie miłość, przyjaźń — tyle zostawiły
Błogich mi w sercu pamiątek!
Prowancjo! te pamiątki nigdy nie zaginą,
Węzeł mnie z tobą połączył wieczysty;
Choć los się zmieni i lata upłyną,
Ty będziesz zawsze — po ziemi ojczystej
Najmilszą dla mnie krainą!
A ty luba — ! wy wszyscy coście mnie kochali,
Westchnijcie rzewnie nad biednym tułaczem,
Co uniesiony od wygnania fali,
Gdzieś się zatrzyma — aby może z płaczem
Znów iść i błąkać się dalej!
Paryż, 1844.
Kto myślą niespokojną wiecznie do gwiazd lata,
A sercem oderwany od ludzi i świata,
Uciekłszy na pustynie albo skał urwiska,
Pogląda jak z ich szczytu strumień w dół się ciska;
Lub, gdy go wyobraźnia ku niebu wybiła,
Za szybkim orła lotem chciwy wzrok posyła:
Taki nie jest samotnym — on mową milczenia
Toczy szczytne rozmowy z Duchem przyrodzenia!
Lecz ten, kto otoczony towarzystwem ludzi,
Ich obłudą pogardza, pochlebstwem się nudzi —
I z własnemi myślami wieczne tocząc boje,
Nie ma serca, przed którem mógłby wylać swoje,