Nie ma istot, któreby z rajskiem uniesieniem
Mógł nazwać przyjaciela, kochanki imieniem:
Ten prawdziwie samotny! — Śród świata, a przecie
Wszystko, wszystko dla niego umarło na świecie!
Warszawa, 1829.
O! biada temu, kto w dni swych maju
Marzy o ziemi jakby o raju —
I roskosz dla siebie wróży;
O! biada temu, kto w dni swych ranku
Marzy o życiu jakby o wianku,
Z niezwiędłych splecionym róży!
Marzenia młode są nakształt drzewa,
Co wiosną bujnym liściem powiewa
I złote owoce rodzi;
Lecz ten co zerwał owoc zwodniczy,
Zamiast marzonych wewnątrz słodyczy,
Gorzką truciznę znachodzi!
Ten, co z miłością Pigmaleona,
Tuląc świat zimny w silne ramiona,
Przysięga służyć mu wiernie —
O! jakże często, zamiast zapłaty,
Sięgając dłonią po wonne kwiaty,
Spotkał cyprysy i ciernie!
Innem też okiem, w pierwszym zapale
Pogląda majtek na morskie fale,
Gdy wiatry w żagiel zagrały —
Niż stary żeglarz, co długie lata
Pływał po morzach na krańce świata
I widział burze i skały!