Na róże, fijołki, spojrzała Zosienka,
Znów dla niej natura wiośnianym lśni blaskiem:
Natchniona, wzruszona, odbiegła z okienka
I klękła przed Bożej Rodzicy obrazkiem.
«Najświętsza Panienko! ah! módl się za ludem,
«Co przyjął męczeństwo i znosi je szczytnie;
Cud natchnął tę walkę — ah! dokończ ją cudem,
«Niech z wiosną, i dla nas, swoboda zakwitnie!»
Karnawał! karnawał! a w murach Warszawy
Na nudy sarkają Moskale;
Więc rzekła starszyzna: «Dla wojska zabawy
«Czas wskrzesić wesołość i bale!
«Te szaty żałobne, te smutku znamiona,
«Są buntem hardego mieszkańca —
«Kobieta do zalot i uciech stworzona,
«A młody praporszczyk do tańca!»
I bal jest z ukazu. — Przy szlifach i chrestach
Tłum gości się zwiększa co chwilka;
Moskiewki się tłoczą w krynolin szelestach —
I Polek zwleczono też kilka.
Nie każdy ma siłę męczeńsko umierać —
Nie łajmy ich wzgardą lecz żalem!
Zbawiły los mężów — gdy przyszło wybierać,
Pomiędzy Sybirem a balem.