Pięknie delja czeczeńska utkana,
Piękne pióro im spływa z kołpaka,
Lecz obcego nie przywdział turbana,
Bo strój obcy pohańbia Polaka!
Avignon, 1833.
Wielki ruch, wielka radość w starożytnej Grenadzie. — Don Jose de Ramea y San Luiz, Grand pierwszego rzędu, dygnitarz Złotego runa, niepoliczonych włości, w marmurowym swoim pałacu na wzór Alhambry stawianym, daje dzisiaj świetną ucztę i maskowy bal. — Większa połowa miasta sproszona — butni kawalerowie i płoche senority, nawet poważne matrony i starce, od dni kilku tylko marzą i gwarzą, co to będzie za uciech noc; i gotują pyszne stroje, kędy perły, złote hafty, przesłoniły aksamitu lśniące tło.
∗
∗ ∗ |
W głębi domu, śród samotnej komnaty, na szerokiem krześle, misternie w maurytańskie arabeski ciosanem, siedzi Don Enrico de Perheira, niedawno, po skończonych naukach w Salamance, przybyły pod ojców dach. — Starożytna, czysta krew kastyljańska w nim płynie, jest uroda, niebrak dostatku; a przecież zrzekł się zaszczytów, ziemską próżnością pogardził. — Od dzieciństwa szczerej pobożności oddany, w niebo tylko pogląda i żąda dla Boga samego żyć, i ma wstąpić w dniu jutrzejszym do zakonu, kamedulski habit wdziać!
∗
∗ ∗ |
Siedzi młodzian i zatonął w dumaniach. — Słyszał on o dzisiejszym festynie, o którym powtarzają wszystkie echa