Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

miennej, biało-trupi szkielet wstał. — Przez zbutwiałe żeber kości, jak przez kraty grobowe, zionie zgnilizny dech — a z ocznych otworów czaszki, podobnych do dwóch pierścieni, z których wypadły brylanty, wije się robactwa rój! — A gdzieś w dali się odezwał jakby sądnej trąby jęk: «Tak się kończy i przelata krótkochwilna roskosz świata — szukasz szczęścia, znajdziesz śmierć!» — I piekielna, blada mara, gdy przebrzmiały straszne słowa — wpadła w ziemi głąb!


∗                    ∗

Don Enrico de Perheira krzyknął w trwodze i przebudził się tym krzykiem z okropnego snu. — O! nie klęczał on przed ławką ogrodową, lecz siedział jak przed godziną, w szerokiem krześle w maurytańskie arabeski ciosanem, śród ojczystego domu cichej komnaty. — I słysząc turkot pojazdu który właśnie w ową chwilę, siostry jego i brata wiózł na nocny Granda bal, upadł krzyżem i bił czołem o twarde marmury posadzek, dziękując Bogu z pokorą, że mu wcześnie chociaż we śnie, tę przestrogę świętą dał. — I nazajutrz wyrzekł młodzian z chętnem sercem, czystą myślą, zakonnika ślub!

Heidelberg, 1851.





WESELE HAJKONY[1].

O! nigdy, odkąd świat ten stworzony,
Nigdy kraśniejsza nie kwitła róża,
Jak młode dziewczę z Newsiniu wzgórza,
Co miało imię pięknej Hajkony;
Bo też tak była gładką, uroczą,
Że nic milszego ludzie nie zoczą.

  1. Ballada ta i dwie następne są naśladowaniem pieśni serbskich.