O! ty biedny synu mój!
Na dziecięcą twoją skroń
Świętego kapłana dłoń
Lała chrztu świętego zdrój!
Dziś, nie Boży tobie dzwon,
Nie kościelnych hymnów dźwięk,
Lecz Mollahów sprośny jęk
Na samotny zabrzmiał zgon!
Bóg niech sądzi żywot twój!
A tu — za zasługi twe
Ja ci rzewną daję łzę —
O! ty biedny synu mój!
Dawnych mąk, świeżych zgryzot znikła gorycz cała:
Słodkiem syna imieniem matka mnie nazwała!
W jej głosie przemówiły polskich serc miljony!
A jej łza poświęciła grób niepoświęcony!
O! może ta łza jedna, za wieczności progiem,
Będzie orędowniczką przed ojców mych Bogiem —
I może —
Bo wiesz matko — o ty! której łono
Tylekroć już zabójczym mieczem przebodzono —
Jak ciężkie obce więzy, gorzkim chleb tułaczy,
I do jakich przepaści wtrąca wir rozpaczy!
Ty wiesz — żem nie przez dumę, ni chęć marnej sławy,
Lecz na to — by z twym wrogiem bój odnowić krwawy —
I pod obcym sztandarem służyć sprawie bratniej —
Chwycił za półksiężyca jak za lont armatni! —
Straszny, wielki jest gniew Twój — lecz większe jest Panie
Łaski Twojej zmiłowanie!
Nie odepchnąłeś Piotra, choć w ciężkiej potrzebie
Potrzykroć zaparł się Ciebie!
Przebaczyłeś łotrowi, gdy w skonania dobie
Pokornie westchnął ku Tobie!