Zwróć więc i na zaprzańca litościwe oko,
Jeśli żałował głęboko!
Bo straszny, wielki gniew Twój — lecz większe jest Panie
Łaski Twojej zmiłowanie!
Kiedy na opuszczone od nocy błękity
Ocucony poranek białym żaglem spłynie —
Świeżym balsamem życia wieje wiatr w dolinie;
A róża i fijołek, łzą rosy okryty,
Pełną piersią oddycha — jeszcze mgły wiosenne
Czołgają się w dolinach jak srebrzysta fala,
A cała okolica przedstawia się zdala
W niewyraźnych zarysach jak obrazy senne —
Uroczyste milczenie — tylko je przerywa
Słowik, co śród gaiku nocną piosnkę śpiewa:
Ale i ten umilknie, gdy na niebios łonie
Ostatnia gwiazda w falach błękitu zatonie.
Do tej, zaledwie ze snu zbudzonej, natury
Podobnym jest wiek dziecka. —
Lecz kiedy na góry
Słońce rozleje światło, wkrótce mgły wiosenne
Opuszczają doliny — i, zmienione w chmury,
Krążą, bledną i nikną jak obrazy senne;
A słońce, ozłocone promieńmi pogody,
Wstaje na podziw światu jak bohatyr młody —
A żyjąca natura, pył strząsając zimny,
Różnemi głosy nuci dziękczynienia hymny:
Pieniem ptasząt, co kwilą pośród drzew tysiąca,
Cichym szmerem strumyka co kroplami ścieka,