Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

Czyżby z ogniska, co przed namiotem,
Tak pięknie światłem połyska złotem?
O! nie! to zbrojni taki żar niecą,
Z ich to, z ich dłoni te blaski lecą!
A w dłoniach ogniem rozpłomieniona,
Jak krąg, żelazna błyszczy korona!

I rzecze Menzdorf: „Mości starosto!
W życiu prywatnem, jam drogą prostą
Szedł, lecz na wojnie — jako się zdarzy!
Podstęp uchodzi — lecz niech mię o to,
Najpierwsza w boju nie minie kula!
Jeśli nie spełniam teraz z ochotą
Zdrowia, na chwałę polskiego króla!
Dzisiaj cię witam królem! A zatem,
Nie wchodząc w żadne prawa i racje,
Potrójnym ciebie witam wiwatem,
A teraz, proszę na koronację!”

Rzekł — i trzech katów wodza porwało —
I męczennika, co nad mogiłą
Stał, jeden siepacz dłonią zuchwałą,
W twarz śmiał uderzyć! — .......
................
................
................
................
................
................
................
................

Rozśmiał się Menzdorf, i rzekł wesoło:
„Mistrze obrzędu! żywiej!”
Na czoło
Męczeńskie, djadem opadł ognisty,
Jak na skroń Pana wieniec ciernisty!