Z NEKRASOWA.
Długo się dała prosić o całus kochanka,
Aż się wreszcie zgodziła: — W ogrodzie altanka
Jest bluszczem opleciona, o zmroku! — dość na tem!
Powie do mnie z uśmiechem. Wyglądałem zatem
Niecierpliwie tej chwili; krew młoda nie woda!
Ale niebo się chmurzy, niedawno pogoda
Tak uroczo jaśniała, a teraz już pocznie
Grom huczeć, straszna burza zbliża się widocznie.
Nachmurzyłem brwie obie i zakląłem w duszy!
Już dziś chyba sąsiadka z domu nie wyruszy.
Oh! bo ona trwożliwa jak gołąbka mała,
A na niebie się straszna burza rozszalała.
Chyba że mię już kocha! — Ej, marzyć daremno
Deszcz leje jakby z cebra, na dworze tak ciemno!
Więc smutny, bez nadziei otwieram altankę:
O nieba! kogóż widzę? kochankę! kochankę —
Z przemoczonemi nóżki i odzieniem całem!
Ileż ja potem biedy z osuszeniem miałem!
Jednakże, od tej chwili, gdy posłyszę burzę,
Już więcej nie przeklinam i czoła nie chmurzę!
St. Petersburg 1865 r.