Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.
PIEŚŃ PRZY KAGANKU.


Już dawno trzecie kury odpiały,
Na dworze ciemno i słotno.
W lampce, migocąc ogarek mały,
Oświetla izbę wilgotną.

Mroczno — cień długie rzuca załomy —
Na ścianach woda ocieka.
W kącie przetartej leży pęk słomy,
Ach, to mieszkanie człowieka!

Pod oknem postać jakaś schylona
Nad płótnem, blada jak płótno,
Piosnka poczęta na ustach kona,
Straszno, boleśnie i smutno.

W skostniałych palcach igła migota,
Źle patrzyć przez oczy łzawe! —
Więc też powoli idzie robota,
A dni tak ciężkie i krwawe!

O! prędzej, prędzej, nitka się plącze,
A tu tak strasznie z tą nędzą.
Jeśli do jutra sukni nie skończę,
To mię z tej izby wypędzą!

Lecz cóż mi jęki, cóż płacz pomoże,
Z oczami trzeba z ostrożna.