Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

Staje — łza na licu świeci —
I palcami skrwawionemi —
Drewek parę dla swych dzieci,
Od zmarzłej odrywa ziemi!

Uśmiechnęła się z radości —
— Toż na ogień dzieciom stanie!
Jakżeś pełen jest litości,
Jakżeś dobry dla nas Panie! —

Zarzuciła wiązkę drzewa
I powraca już do chatki.
Kruk grobową pieśń rozwiewa,
Jakby szydził z szczęścia matki!

Bieży — słabnie — w oczach ciemno
Mroczniej w duszy noc zapada!
— Panie! litość miej nademną,
Nad mą dziatwą — jęczy — blada!

Jęki zmilkły — a na śnieży
Wiatr gra tylko pieśni swoje;
Patrzę: matka martwa leży!
...........
W pustej chatce dziatek troje!

Kraków, 25 Lutego, 1869 r.