Cela w półczarna, głucha, — a w celi,
Jeno pajęcza siatka się bieli,
I szmat błękitu przez kraty! —
Nietknięte stoi więzienne łoże,
Bo serce więźnia ostrz bolów porze,
I duszę kraje na szmaty.
Patrzy: a tęskna myśl jego goni,
Siostry — turkawki, kwiaty na błoni,
Ojcom do kolan przypada;
I ucho więźnia w tej groźnej ciszy,
Jakieś nam głosy nieznane słyszy,
Bo twarz spłonęła mu blada.
Lecz znowu smutek z lic krasę zetrze! —
On kiedyś wolny jak ptak — powietrze,
Przeszywał skrzydły orlemi.
Dzisiaj mu serce rozdarto w łonie,
A piorunowej potęgi dłonie,
Żelazem skuto do ziemi!
I oto ptasząt swywolna rzesza,
Jakby do druha swego pospiesza.
Rajskim go pojąc szczebiotem —
Czyżby przeczuła że z owej matni,
Do nich się zrywa duch bliźni, bratni,
Tęskny — jak orle — za lotem?