On nierozważnie o jej męty trącił,
I czyste źródło mowy naszej zmącił.” —
A w całym tłumie jeden okrzyk słynie:
„W przepaść z nim! w przepaść! Niech ginie, niech ginie!”
I ciągną Greka; — on błaga ze łzami,
Żeby go razem nie grzebać z Persami,
Żeby nie mieszać jego wolnych kości
Z kośćmi sług podłych. — W oznakę litości,
Dwaj przyjaciele i bracia najszczersi
Własną mu ręką rozpłatali piersi.
On błysnął okiem w bezmownym podzięku,
I upadł trupem bez skargi, bez jęku.
Z czterech stron świata ciągną się zastępy,
Z czterech stron świata zlatują się sępy,
Medy z Egiptem, Pers z Indyanami,
A Artafernes i Datis wodzami.
Aź wichr się zrywa od wiania buńczuków,
I gwar powstaje od pochrzęstu łuków,
Od końskich kopyt ziemia poczerniała.
Tak wielka koni i ludzi nawała.
Możnaby niemi podbić cały świat ten,
A tam krzyk tylko: „Do Aten! Do Aten!!
I mają rozkaz surowy wodzowie.
Żadnej ateńskiej nie przepuszczać głowie,
I wiele, wiele przysposobić łyków —
Tyle w Atenach wezmą niewolników.
Ciągną szarańczą. Z pięknego Miletu
Zostały jeno ogryzki szkieletu.