Ta strona została przepisana.
Oto twe dziécię, twój syn pierworodny
Znowu do serca twojego kołacze,
Ty je jak zawsze otwierasz — on płacze,
Bo w tę świątnicę znów wchodzi niegodny.
Ciasną mu była ojcowista chata,
Niby go gniotły matczyne pieluchy,
Młodego orła pobratymcze duchy
Wciąż go wabiły do boju — do świata.
Przestrzeżne słowa twojego pacierza
Mimo mych uszu płynęły jak woda;
Szalono grała krew gorąca, młoda:
Do lotu ptaszę! — a skrzydła bez pierza!
I poleciałem.....
Oto twe dziécię, jak ptak zabłąkany,
Powraca nazad do rodzinnej strzechy.
Szukać spoczynku, ciszy i pociechy,
Szukać balsamu dla zadanej rany.