Strona:Poezje Kornela Ujejskiego.djvu/340

Ta strona została przepisana.

Coby nikomu pokłon swą głową.
Nieuderzyła, chyba w dno trumny.

A teraz przyszedł już czas wypłaty —
Dług mej wdzięczności przez tyle laty
Niczem nie zmniejszył się od powicia;
Panie! Panie! daj życia, życia!

I kiedy z bryły chropawej dziecka
Z ich rąk wybiegłem pięknym filarem,
O! to ta przyszłość, szorstka, nieświecka.
Nie miłym dla mnie była ciężarem.

I zamiast kościół boży podpierać,
Zamiast piorunom nadstawiać czoła.
Lubiłem rzewno, tęskno pozierać
Jak ze sklepienia nocnego szczytu
Przez siatkę chmurek, przez mgłę błękitu,
Tańcem się wiła gwiazda wesoła.
Lubiłem kiedy miękkim powojem
Gałąź się do mej piersi tuliła,
Kiedy zielonym, wonnym zawojem
W koło mej skroni się zakręciła,
A wtedy dusza senna pokojem
Nie męzko w tekiem objęciu śniła.
 
I gdyby teraz mnie lud zapytał,
Com mu za wieszczby z nieba wyczytał,
Czy wypełniłem cel posłannictwa?
O! tobym spłonął wstydem zwodnictwa,
O! to lud klątwąby mnie przywitał.