— Oj kalino! nocą ciemną
Daj mi jagód swoich.
— Oj dziewczyno! pójdź, pójdź zemną
Do pałaców moich.
— Pełne krwi jagody u mnie
To krew z nich wytryśnie!
— Już ten moim będzie w trumnie
Kto mnie raz uściśnie!
— Oj kalino! tu usiędę
By ci wiecznie śpiewać.
— Oj dziewczyno! ja cię będę
Na sercu ogrzewać.
I nagięła się kalina
Do ptaka krasnego.
I skłoniła się dziewczyna
W ramiona lubego.
Niewiem jakim pan wyrodny
Pozbył ją sposobem —
Dość że uciekł ptak swobodny
Z zakrwawionym dziobem.
Dosyć tych pieśni! bo one po wierzchu
Płyną żywota jako lekkie łodzie.
Ileż tam walki w jego głębin zmierzchu,
Ileż tam dziejów na to dno osiada,
Choć gładkie niebo na wodzie.
Pieśń ma jak nurek w tę głębinę wpada,
Długo się między straszydłami wije,