Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

Że te iskierki drobne, gdy kiedyś rozpłoną,
Rozjaśnią się te oczy co dziś we łzach toną.
Siądźmyż tedy do koła, ludzie bez nazwiska,
Oto ostatek niegdyś wielkiego ogniska:
Iskry drobne, żyjące pod ługu pokrywą;
Jak serca prostych ludzi świecą się tak żywo,
Błogosławione resztki świętego zapału;
Bez czuwania nad niemi zgasłyby pomału;
Czuwajmyż dnie i noce a w straszne zawieje,
By złe duchy odgonić, budźmy stare dzieje;
I powieścią ojczystą, serdeczną, jedyną,
Napójmy młode usta, jak piersią matczyną.
Starą ojców modlitwę zanućmy strażnicy
Pieśń strażniczą narodu do Boga Rodzicy,
A choć za życia samą nędzę weźmiem w podział,
Mniejsza, byle Pan dzieci te nasze przyodział,
Na te ubogie kości wejrzał z wysokości,
I pożalił się łez tych i takiéj młodości.
Poczynajmy już tedy a zgodnie, a święcie,
Żeby się ucieszyły serca na zaczęcie,
Oto polska kraina, patrzcie jakże mało,
Lecz razem jakże wiele jeszcze nam zostało: