Miłość rodzinnéj ziemi, czyste ludu serce,
Które próżno się kuszą znikczemnić morderce;
Mogą piersi rozedrzeć, wnętrzności obrazić,
Mogą przebić to serce, lecz nie mogą skazić,
Bo nad tą polską rolą, nad tém szarem, polem,
Myślami zaoraném, zawleczoném bólem,
Nad tą grzędą ubogą, którą kmieć uzyznia,
Unosi się w powietrzu ta błogość ojczyznia,
I obejma ich w koło oną mgłą leciuchną,
W któréj i krzyki wrogów i łzy własne głuchną.
Mgłą ziemi z ojców kości wychodzącą parą,
I pobożném śpiewaniem gorejącą wiarą.
Bo nasz ubogi naród w serdecznéj zadumie
Ojczyste głosy słyszy nawet w sosen szumie,
I w téj przeciągłéj pieśni iglastego drzewa
Odgadnie, że to matka ojczyzna mu śpiewa,
Na taką smutną nutę przeciągłą, powolną,
I z szumu sosny kmiotek pieśń układa polną,
W któréj jakby w jeziorze uroczo i składnie
Myśli polskie jak rybki złote płyną na dnie.
Tęsknota zapleciona z wesołością w parze,
I siła pracowitych wołów na obszarze,
Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.