Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

Dumna i korna, wymowna i cicha,
Jak ta co węża w wieczne mroki spycha,
W którą się stronę jéj przeciągnie ręka,
Różowa w wietrze miga się jutrzenka,
I takie gwiazdy wciąż się palą przed nią,
Z wolności ludów świętą przepowiednią,
Cały glob ziemski na jéj dłoni białéj
W bladoniebieskie zmienia się kryształy.
Przezroczyścieje ciemna ziemi bryła,
Kiedy ją piękna nawskróś prześwieciła.
I mówił w sercu miłość taką noszę,
Że patrząc w niebo gwiazdę moją sproszę.
Więc jeśli miłość światem całym władnie,
To na jéj słowo pęto z wiatru spadnie.
I prawda wieczna w téj myśli się chowa,
Że słowo wszystkiem, ale niedość słowa.
Nam się zdawało, że kiedy zanócim,
To pieśnią naszą cały świat przewrócim,
Tyle w niéj czaru i tyle zapachu,
Tyle jaskółek rodzinnego dachu,
Tacy ojcowie w niéj się wiecznie bielą,
Że nie wiem jakie serca nie ośmielą.