Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.
SEN.



I byłem jakby we śnie pogrążony,
I jak na jawie, nie tykając ziemi;
Kiedy ujrzałem jakby dym czerwony,
Bijący z ziemi porami wszystkiemi,
Jak gdyby wszystka ludzka krew szła w górę,
Wołając: Boże nasz bądź pochwalony!
I zobaczyłem krzyż schodzący w chmurę,
A na nim Chrystus, którego twarz Boża,
Była cierpiąca a piękna jak zorza.

Pierwszy raz w życiu widziałem więc Pana,
Z tą wszechmiłością o jakiéj świat niewie,
Rozwieszonego na krzyżowém drzewie,
A krwią płynęła prawéj ręki rana,
Za którą miesiąc zachodził tak z boku,
Czerwony jako gasnące zarzewie,
Kiedy poniżéj we krwawym półmroku,
Anioł wyrzucał węgle z kadzielnicy,
W przestrzeń zaćmioną dla ziemskiej źrzenicy.