Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

Na wszystkich twarzach polskich takie męztwo lśniło,
Takie nietrwożne serce pod mundury biło...
A groby się garbiły pod żołnierzy stopy,
I krzyże wystawały wyżéj nad okopy.

A w tém nagle pod słońce, co się z chmur odwiało,
Dym jak piłka wyleciał, rykło pierwsze działo,
Za niém drugie, dziesiąte, i anioł ognisty
Począł szarpać powietrze śmiertelnemi świsty.
Upada pierwszy granat, zarywa się, miele,
Żyga ogniste iskry z ściśniętéj gardziele.....
Pęka i jako wicher kiedy wpadnie w drzewa,
Pierwsze gałęzie kruszy, liść obfity zwiewa,
A nim harcować pocznie na szerokim łanie,
W drużynie drzew niezwykłe czyni zamieszanie:
Podobnie granat mężnym hufcem zakołysze;
Miejsce zmarłych zajmują wierni towarzysze,
Równają się szeregi, porządek ten samy,
Rzekłbyś na saskim placu... gdyby nie krwi plamy.

Krótko trwała piekielna bitwy kanonada,
Powietrze się oczyszcza, dym i proch opada,