Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

A Kościuszko z nimi nie czyni zachodu,
Od gęby odejmie a drugiemu poda,
U niego podpiwek a najczęściéj woda.
Marcypanów niema dla panów na wozie,
Jeno chleb i woda jak w chłopskim obozie.
Gdzie prześpi to prześpi, czasami w namiocie,
Czasami z chłopami zaśnie po robocie,
Nim na dzień zapieje pod strzechą kur trzeci,
Już siedzi zbudzony jak ojciec śród dzieci.

Na snopku pszenicznym w stodole otwartéj,
Bez służby, bez drużby, zasypia bez warty.
Dwaj ludzie tam chodzą, dwa chłopy na straży,
Dwa chłopy jak dęby, cóż mu się przydarzy?
Krakusy potężne, Polaki zawzięte,
W spokoju spokojne, a w bitwie zacięte,
Bywali to śmiali, bo rychło od wioski,
Z towarem chadzali przy bryce krakowskiéj.
Takowi to ludzie w takowym sposobie,
Przy wodzu zasiedli i gwarzą coś sobie.
I nagle przycichli, z ust fajka wypada:
Cyt Janku, cyt Franku naczelnik coś gada,