Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Toż go ucieszy sen taki błogi,
Na igłach sosen krzaczyste rogi. —

— Mogą jelenie to i ja mogę;
I nie szukając jak wyjść na drogę,
Im daléj idzie tem coś go znęca,
Tymczasem wzeszła gwiazdka zwierzęca,
A z gwiazdą smutek... nie że w Paolo
Po drogach miejskie dzieci swawolą,
Lecz że pod wieczór światła i woni,
Dzwonek z kościoła słodko tam dzwoni.

A w tem gdy słówka rzewliwe jąka,
Słyszy wyraźne brząkanie dzwonka,
Był to zdrój czystéj wody niewielki,
Który powoli sączył kropelki,
Przy onym zdroju cicho a szczerze,
Zmówił Ojcze nasz, Zdrowaś i Wierzę,
I spał jak żaden ze ziemskich króli,
Ptak szarym skrzydłem główkę otuli,
Lilja na zmroku wonny liść zwinie,
I dosyć oczy zmrużyć dziecinie...