Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakbym ja głowy téż nie mógł położyć.
Ot weźcie topór prędzéj mój ojczeńku,
I pójdźcie bliżéj ja tu sam przy pieńku.
A w tejże chwili huk się rozległ w koło,
Spuszczone w górę podniósł góral czoło,
Po przeminięciu pierwszego przestrachu,
Gdy przycichł łomot zapadłego dachu,
Ciekawy góral wybiegł z ciemnéj nory,
Do zawalonéj śniegami komory.
Aż owo ujrzy z serdeczną pociechą,
Że się dzień bieli nad złamaną strzechą.
Światło przegląda przez śnieżycę białą,
Tak, że już w koło izbę widzi całą.
Śnieg się obrywa, pęka, a ze śniegiem
Sarenka mała, utrudzona biegiem,
W chwili roztopu nad chmurną Łomnicą
Porwana na dół z lecącą śnieżycą,
Spadła przed człeka co jak z martwych ożył,
Jakby mu anioł baranka położył.

W radości człowiek o złem zapomina,
Toż i góralska zbawiona rodzina,