Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/114

Ta strona została skorygowana.
Z DZIEJÓW DNIA.


I. ŚWIT.


Kiedy się na wsi dzień słoneczny budzi,
Wita go wrzawa i ptaków i ludzi;
Zmieszane echa płyną kwietną błonią,
W stajniach rżą konie, w kuźniach młoty dzwonią
I młyn klekocze na wartkim strumieniu...

Miasto pozdrawia jutrzenkę w milczeniu.

Nad las kominów i wieżyc gromadę,
Słońce wypływa zaspane i blade;
Do mrocznych ulic zagląda z ukosa,
I zanim złotem zaleje niebiosa,
A w chłodnych murach zbudzi ciepłe dreszcze,
Do chmur poduszki tuli się raz jeszcze...

Zwolna się Wisły roziskrzają fale,
W oknach migoczą szyby jak opale,
A miejskie ptaki, które z wolą bożą
W „kamiennym lesie“ rodzą się i mnożą,
Ze szczelin murów wychylają głowy. —
Na bruk, od zorzy porannej różowy,