Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Mgła padła szara na błyszczącą trawę,
Staw zda się brudnym nalany ołowiem,
Tryton nie wodę wyrzuca lecz lawę.

Pałac czuć zdala trumną i pustkowiem;
Przelękły łabędź po fali ucieka,
A słońce bladym wydaje się nowiem...

Jedno spojrzenie głodnego człowieka
Zmąciło ciszę świętującej ziemi,
Gniotąc ją, nakształt trumiennego wieka.

I rozżaliła się nad dziećmi swemi,
Którym brak tego, co ma trawka licha,
I którzy chodzą z oczyma błędnemi.

A przecie z głodu drzewo nie usycha,
Ani się skarżą nań powietrzne ptaki,
Ani wśród piasków zna go mrówka cicha.

Wszyscy od życia wzięli los jednaki,
A ziemia pomnąc o każdem z swych dziatek,
Żywi lwy dumne i nędzne robaki.

W rzekach i borach jest karmi dostatek,
Owoc na drzewie połyska soczysty,
I miód się w plastrach bieli, jak opłatek;