Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/183

Ta strona została skorygowana.
15.

Jeszcze o bohaterze słówko. Przed miesiącem
Rzucił wieś, polowanie, ojców biały dworek,
Żeby z życiem Warszawy poznać się błyszczącem —
Ale jak na powierzchnię brudnej wody korek,
Tak wypływał nad wiru stołecznego męty,
Rozpusty pocałunkiem wszetecznym nietknięty.

16.

Znajomych nie miał wcale. Do przeróżnych osób
Przywiózł wprawdzie od wuja i stu ciotek listy,
Lecz w przyjaźń z nimi wchodzić, było ach! nie sposób;
Bo tych, co na karjery wiodąc go szlak mglisty,
Wysokie w społeczeństwie zajmowali stopnie,
Jak turkawka jastrzębia tak się bał okropnie.

17.

W ich szeregu był prezes żółty jak cytryna,
Mecenas do goryla podobniutki z twarzy,
Sędzia z nosem kobuzim, wreszcie pół tuzina
Protektorów: eks-radców i eks-dygnitarzy;
Wszyscy szklami błyszczący albo czaszką nagą,
Wszyscy mocno wydęci winem i powagą.