I głośniej odkrzyknąwszy, jak wicher uciekło.
Otton w nocy rozmyślał o tej nerwów burzy,
Co mu w duszę rzuciła dziwnych myśli piekło,
I o tem, że jej włosy miały zapach róży,
I o tem, że go, biegnąc, musnęła sukienką —
A wspomnienia te rajem były mu i męką.
Innym razem, z jej okna upadł mu pod nogi
Bukiecik. Czy przypadkiem, czy może umyślnie
Ten tłómacz niemych uczuć zleciał, wiedzą bogi!
Ale lica dziewczyny płonęły jak wiśnie,
I do kwiatów oczyma przypadła pilnemi,
Kiedy Otton się schylił, by je podnieść z ziemi.
Potem ust jej korale rozśmiały się słodko,
Kiedy chłopiec na kwiatach pocałunek złożył,
Potem trzymaną w ręku skryła twarz robotką,
Kiedy wbiegłszy po schodach, cicho drzwi otworzył;
Wreszcie brewki ściągnęła gniewnie, gdy do matki
Podszedł, i szepnął: „Zwracam.. upuszczone... kwiatki...”