Ta strona została przepisana.
III.
Wierzyłem, że ty, Panie, nad luzkim ogrojcem
Zjawiasz się — ojcem,
I nędzarzom, dławionym czarną nieszczęść nocą
Schodzisz z pomocą;
Gdy więc duch mój omdlewał, serce kamieniało,
Wołałem śmiało:
„Światła dla mrących oczów! dla ust spiekłych wody!
Ciszy! ochłody!’“
Ale choć głową, pełną anielskich omamień,
Biłem o kamień,
Choć stałem sic robakiem od służalczej skruchy —
Ty byłeś głuchy.
Więc gdy nazbyt jest drogim u ciebie dar życia,
Pośród rozbicia,
Dziś uciszam pragnienia, i wołam: „O Panie,
Daj mi — skonanie!“