Cierpienie to burza, co ku ziemi
Nachyla czoła dumne.
Kędy skrzydłami powieje czarnemi,
Łez i krwi biorąc połów,
Tam jednych kładzie w trumnę,
Innych przemienia w aniołów.
Pod burzy tej oddechem,
Mrze kwiatów bezsilna gromada,
I drzewo każde upada,
Słabości dotknięte grzechem.
Ale huragan napróżno w gniewie
O hołdy olbrzymów wola —
Nie ugną przed nim czoła:
Ludzie-dęby i ludzie modrzewie!
Cierpienie to płomień, co oczyszcza.
Gdzie przejdzie falą olbrzymią,
Tam sterczą ponure zgliszcza
I stosy ofiarne dymią.
Żar jego w popiół kruszy
Każdą namiętność szaloną
I każdy chwast, co w duszy
Brzydką zakwita koroną.
Lecz chociaż ogniście płoną,
Niszczące jego żary,
Nie spalą tego, co wśród zgliszczy
Niepokalanie wciąż błyszczy:
Złota gienjuszu i złota wiary!