Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/251

Ta strona została przepisana.

Gdy duch jednego rodu, przez pokoleń stopnie,
Podnosi się, aż szczytu uzdolnienia dopnie,
Tak samo duch plemienia; — im więcej lat przeżył,
Tem silniej się dojrzałą wiedzą opancerzył,
Lotną myślą oskrzydlił, wzmógł doświadczeń mocą —
I to przed młodszych duchów broni go przemocą.

„Lecz żyd jest niewdzięcznikiem! żmiją odmrożoną,
Która swego wybawcy pragnie ugryźć łono!
Żyd nas nie kocha!.. “

Jakto? Odkądże to niwa,
Piołunem siana, kwieciem lilji się okrywa?
Odkądże się kupuje miłość — nienawiścią?
Jeśli kto się ugania za serca korzyścią,
Niechaj w sobie wprzód ducha anielskiego wzbudzi,
Z braterskim pocałunkiem niech idzie do ludzi,
Krzywdy niech im odpuści, stanie się ich sługą,
I dobro im wyświadcza wytrwale a długo —
Wówczas dopiero, jeśli ów umiłowany.
Rękę, co mu ehleh niosła, pochwyci w kajdany,
Jeśli odda policzek za pocałowanie
I z nożem przeciw swemu dobroczyńcy stanie —
Taki dopiero, wedle praw ziemi i nieba,
Żmiją jest — i jak żmiję zdeptać go potrzeba!