Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/266

Ta strona została przepisana.

W ową m głosie, co płynął spokojny,
Z przestankami, jako skalne zdroje,
I malował starych Indów wojny
I odtwarzał homerowe boje,
I poezji wspaniałe brylanty
Rozsypywał słuchaczów gromadzie,
Dobywając je z kart Damajanty
I szperając za niemi w Iljadzie...

Nawet hrabin drużynie prześlicznej,
Co kleiła do snu oczy duże,
Na „Wykreślnej” i „Analitycznej” —
Twarz się śmiała na „Literaturze”...
Rozmarzone strofami Torkwata,
I pieszezonem kwileniem Petrarki,
Wspominały miłosne swe lata,
Pudrowanych Pilonów fujarki,
I prawdziwem drgać się zdały życiem,
Z murów wabne rzucając spojrzenia...
Ach, bo słowo serc kieruje biciem
Gdy posiada potęgę natchnienia!

Jako ptaszę za słodką przynętą,
Za poety pobiegłem myślami;
I schyliłem czoło przed tą świętą,
Która rządzi fantazji światami.
Przeważyła się mych losów szala,
Jednej wierny-m pozostał bogini —
I dziś cyfry wielbię tylko zdala,
A pieśń cuda z sercem mojem czyni...