Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/38

Ta strona została skorygowana.
SZEKSPIR.


Szekspir! — Wielkie to imię, jak grom na mnie spada...
I jak na odgłos strzału sennych ptaków stada,
Tak na dźwięk tego słowa zrywają się we mnie
Stada myśli, i lecą przez żywota ciemnię...
Szekspir! — Słysze w tem słowie wszystkie głosy ziemi:

Dziką żądzę, co zgrzyta kłami tygrysiemi,
Wężowy syk zawiści, czającej się skrycie,
Psie skomlenie służalstwa, głodu wilcze wycie,
Lwi poryk szorstkiej siły, dumnej swą purpurą,
Kłótnie; szczytów z padołem, głuchą i ponurą,
Wrzask przemocy, w zwycięzkim zamknięty peanie,

Uwieńczonej miłości gołębie gruchanie,
Jęki zamierające w bezsłonecznym lochu,
Szmer modlitw i niedźwiedzie mruczenie motłochu
I gruby śmiech pijacki, nutą brzmiący twardą,
Co wszystkim nędzom życia pluje w oczy — wzgardą!

Szekspir, to bóstw pogańskich przybytek olbrzymi,
Gdzie krew pomordowanych na posadzce dymi,
A wyżej, świeże kwiaty krzepki zapach zieją;
Gdzie pieśń łączy się z jękiem, szaleństwo z nadzieją,