Ta strona została uwierzytelniona.
NA KANONJI.
Mieszkałem wówczas na Kanonji,
W sąsiedztwie nieba;
Słuchałem zbliska sfer harmonji
I czciłem Feba.
Żyć mnie uczyła uśmiechnięta
Pieśń Horacego;
Kochałem książki i dziewczęta —
Cóż w tem zdrożnego?
Choć poemata moje pierwsze
Brano pod placki,
Co noc pisałem wściekle wiersze
A la Słowacki;
I zamiast ślęczeć bez wytchnienia
Nad Corpus juris,
Sławiłem uśmiech i spojrzenia
Warszawskich hurys.
Raz mię opętał wzrok sąsiadki
Miłosnem lichem,
(Bo Amor stawia swoje siatki
Nawet pod strychem);
Lecz miłość rzadko dla poetów
Przynosi szkodę —
Palnąłem wtenczas sześć sonetów
I jedną odę.