Wesołe słówka, uśmiechy cukrowe,
Pierś pełnij żaru, pełną marzeń głowę,
W ciemnościach oczu fosforyczne błyski,
Krótkie piosneczki i długie uściski...
Jej pocałunek był szczery i słodki,
I miał coś w sobie z powabu stokrotki,
Którą dziewczyna, wyjąwszy z warkocza,
Daje lubemu; moc też w nim urocza
Tkwiła, że sprawiał ciche upojenie,
I dusze w jasne ubrawszy promienie.
Budził do szczęścia, do życia, do czynu...
Jej pocałunek podobny był winu,
Co nie odurza, ale rozwesela,
I miał potęgę cudownego ziela,
Które do skarbów ukrytych prowadzi...
Całując, śmiała się ciszej i rzadziej,
I już nie była pusta ni swawolna,
I żar jej źrenic przyćmiewał się zwolna,
A dziwna świętość wchodziła na lice..
Życie w niej miało korną ofiarnicę,
Która w miłości praw przeznaczeń słucha,
I nie zabiera, lecz oddaje ducha.
W jesienne rano, suchotnicze, szare,
Umarła — życia spełniwszy ofiarę,
I cudotwórczej miłości sakrament
Wziąwszy na wieczność. Mówią, że i djament,
Gdy już blask wszystek, wszystką ducha jaśnię,
Wyleje z łona — gaśnie...