A szpon myśli wszczepiwszy w artykuł,
Ani drgnęła... jakby ją kto przykuł.
Czasem notę zrobiła ołówkiem,
Czasem w gniewie przytupnęła nogą...
Nikt jej nigdy nie zaczepiał słówkiem,
Ona również nie znała nikogo —
I samotnie, od wszystkich odcięta,
Przepędzała dnie zwykłe i Święta.
Raz jej z torby na ziemie wypadła
Minjatura młodziutkiej dziewczyny...
Lecz tak chciwie czytała i jadła,
Razem z kawą łykając nowiny,
Ze zupełnie nie spostrzegła zguby —
Dziewczę było śliczne jak cheruby...
Minjaturę podniosłem ukradkiem,
By dać starej ostrożną nauczkę;
A gdym oczy nasycił tym kwiatkiem,
Rzekłem: „Pani! strzeż pilniej swa wnuczkę“...
Odwróciła się z gazet szelestem,
mruknęła: „Mousieur! to ja jestem.“
Rzekłem tylko: „Ach“ — lecz pomyślałem,
Ze się życie obchodzi niegodnie
Z pewnych niewiast i sercem i ciałem,
I że spełnia estetyczną zbrodnię,
Kiedy z kwiatów trwających przez chwilę,
Czyni suche, jałowe badyle.
Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/73
Ta strona została skorygowana.