Ta strona została skorygowana.
STÄNDCHEN.
I.
Gdy czerwiec dyszał upałem,
I miejskie kwitnęły sady,
Przed szary domek nad Wisłą,
Szedł z katarynka włoch śniady.
Codziennie, o cichym zmroku,
Odwiedzał on to ustronie,
I grywał „Ständchen” Szuberta,
Które w serdecznych łzach tonie.
W domku, ktoś okno otwierał —
I z poza gęstej firanki,
Twarz wychylała się, blada,
Jak u Faustowej kochanki.
Księżyc, gdy ponad Warszawę
Wszedł zamyślony i biały,
We łzach się łamał srebrzystych,
Co po tej twarzy spływały.
A ręka, co później z okna
Pieniądz rzucała grajkowi,
Była niewieścia, wychudła
I w kolor przybrana wdowi.