Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
NA BALU.


Wśród pięknych — najpiękniejsza,
Wśród strojnych — najstrojniejsza,
Uśmiech bachantki ozdabia jej usta,
I jest zarazem, jako dziecię, pusta.
We włosach, osrebrzonych białą pudru falą,
Jak gwiazdy we mgle, brylanty się palą.
Oczami przypomina Madonnę;
A jako fala z piany zgęstniałej przy brzegu,
Tak łono jej z koronek śniegu,
Wychyla się — kuszące, nagie i bezbronne.

Dla niej wirują taneczników koła;
Dla niej gawiedź salonów wesoła
Wrzaskliwie, jako ptastwo na wiosnę, świergocze;
Dla niej orkiestry tony
Raz w zamęt wpadają szalony,
To znów mdleją i ronią westchnienia urocze;
Dla niej strumienie światła płyną ze świeczników,
Dla niej bukiety są kadzielnicami,
Dla niej Rozkosz przywdziewa szatę najbogatszą...
Królową jest — i kiedy w tłumie niewolników
Wznosi czoło, którego cień żaden nie plami,
Tym, co na nią przez tęczę uwielbienia patrzą,
Z wezbranej piersi okrzyk się wyrywa:
„Jak piękna! jak szczęśliwa!“