Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

I twarz fatalności brzydka
Śmiertelne we mnie budziła wciąż dreszcze,
Więc w obłąkaniu radosnem, pół-dzikiem,
Ze ślepą ufnością rozbitka,
Za tym, obietnic pełnym pobiegłem ognikiem.
Dokąd mnie zawiódł blady mogił goniec,
Mówić nie trzeba:
Dłoń przeznaczeń w mej twarzy wypisała trwale
Spełniony wyrok nieba,
I marzeń wszelakich koniec.
Dziecię, którego duszę cierpienie rozdarło,
Dziś już nie cierpi wcale..“

„Umarło!”

I kobieta na ziemię upadla bez ruchu...
Krzyk jej zgłuszyły orkiestry tony,
Co w nagłym wybuchu
Lawę dźwięków hulaszczych rozlały dokoła.
Młodzieniec silnemi ramiony
Objął zemdloną i wyniósł z bawialni,
Ustami wprzód dotknąwszy zimnego jej czoła,
Jak gdyby chciał ją rozgrzać — lub ostudzić siebie.
Ona zwolna oczy rozemknęła,
Podobne gwiazdom na zamglonem niebie,
Słaby rumienice objął ją na chwilę;
I stając o własnej sile,