I nim południa nastał spoczynek,
Już naokoło dwóch sióstr z wieńcami,
Cała drużyna, z pieśnią dożynek,
Stała przed starców wrotami.
O! i pojmijcie radość w téj chatce,
Zapał współczucia w świadków tych gronie,
Ody takie dzieci ojcu i matce
Wieniec wkładały na skronie!
Któż mógł nie życzyć, kto śmiał nie wróżyć,
Z błogosławieństwa starców nad niemi,
Że dzieci takie muszą zasłużyć
Największe dobro na ziemi? —
I nikt nie baczył, jak nad szczyt domu
Burzliwy obłok wzniósł się, rozszerzył.
Nagle wiatr świsnął — błysk, łoskot gromu —
Piorun wśród izby uderzył. —
Co żyło, padło — ściany zadrżały —
Lecz bez płomienia przeszedł dym siarki.
Powstali wszyscy — tylko nie wstały
Obiedwie siostry żniwiarki.
U stóp rodziców, w chwili zabłysku,
Jakby swéj wzajem szukać opieki,
Padły w objęcia — i w tym uścisku,
Klęcząc, spoczęły na wieki.