Gdy to oblicze, co jak zorze ranne
Światłem pociechy na twą duszę biło,
Na wieki oczom twoim odebrane
Grabarze ciężka narzucą mogiłą!
Pomyśl, nieszczęsny! gdy wrócisz do domu,
I znajdzesz pustki okryte żałobą —
Co poczniesz wtedy? gdy nie będzie komu
Ni cię pocieszyć, ni zapłakać z tobą?
Gdy wspomnisz miłość, coś miał, a odrzucił;
Gdy wspomnisz szczęście, coś mógł, a nie użył:
Chwile, coś zatruł; dni, coś może skrócił;
I cierpiąc, będziesz czuł, żeś sam zasłużył?...
Próżno natenczas, na kolanach skruchy,
Przyzywać zechcesz kochanego ducha!
Ty, coś był w życiu na głos jego głuchy,
Śmiałżebyś mniemać, że cię on wysłucha?... —
I tak dzień po dniu — aż z rozpaczą wściekłą
Sam zaczniesz na się wzywać pomsty Bożéj. —
Szczęśliwy jeszcze! gdy to ziemskie piekło
Wiecznéj Litości bramę ci otworzy!
1838.