I cóż nam dzisiaj zostało po tobie?
Ach! przykład chyba, jak umierać trzeba.
Pomnę, gdy konał: — północ bliska była,
Wkoło nas ziomków bratnie grono stało.
Mdłe światło lampy, co się w izbie tliła,
Śród cieniów naszych na twarz mu padało.
Twarz miał spokojną: — wiedział, że umierał,
W piersiach już coraz brakło mu oddechu;
Przecież spokojnie na wszystkich spozierał,
I blade usta silił do uśmiechu.
Ujrzał łzy nasze — i wyciągnął rękę.
„Nie płaczcie! gorzko było mi na świecie.
„Proście, bym tylko rychléj skończył mękę! —
„Prędzéj czy późniéj — i wy tam przyjdziecie.
„Żal mi umierać — ale się nie boję.
„Marzyłem tyle o szczęściu, o sławie! —
„A dziś tak nędznie kończę tu dni moje,
„Śladu po sobie nawet nie zostawię!
„Lecz chęci moje widział Bóg na Niebie,
„Chciałem był służyć Jemu i krajowi. —
„Niech choć z was każdy, na moim pogrzebie,
„Po polsku za mnie jeden pacierz zmówi!“ —