Strona:Poezye (Odyniec).djvu/348

Ta strona została przepisana.

I wnet krzycząc zuchwale,
Wiodą hurmem przez salę,
Do Kasztelanki prosto.
Zbladły drżące matrony.
Sam Kasztelan strwożony
Skrył się na bok z Starostą,

Kasztelanka struchlała,
Gdy rycerza ujrzała.
Zapłonęła i zbladła.
Chciała witać — lecz siły
Nagle ją opuściły,
Na ręce jego padła.

„Wody! octu! lawendy!”
Krzyk się rozległ wnet wszędy.
Lecz się pomoc spóźniła.
Eycerz, gdy nikt nie słucha,
Szepnął jéj coś do ucha,
Kasztelanka ożyła.

„Teraz, bracia Panowie!
„Szczerych kochanków zdrowie!” —
— „Vivant! pijmy koleją!” —
— „Kto ich dzieli dla złota.
„Niech mu niém za żywota
„Czarci gardło zaleją!” —

— „Brawo powiedział, brawo!
„Każdy kochać ma prawo.
„Wiwat śmiałość żołnierska!